04.11.2010 (...) wizyta w szpitalu, Ja czuje się rewelacyjne mam do wykonania usg i ktg, bliźniaki nie lubią ktg wiercą się, wcale sie im nie dziwię........ czekam na usg .......... cazekałam koło 20 min, niewiele. Przyszła doktor ta która badała mnie tydzień temu, nie lubię jej, dlaczego? bo jak sie jej pytałam o co kolwiek to mi odpowiedziała "nie jestem osobą która może robić dwie rzeczy naraz proszę dać mi sie skupić",niewiarygodne prawda???? widze po raz ostatni moje maluszki w moiim brzuszku. Muszę się troche powigynać bo jestem w innym gabinecie usg ale widze, moje ślicznosci, wiercą się i machają...... pytam się jak wyniki, ta doktor mówi że źle, woła z-c ordynatora coś mówia o przepływach rozmawiają ze soba jaby mnie nie było, dostaje jedynie lakoniczna informację "być może urodzi pani dziś". myśle sobie oni chyba żartują jak to dziś????, nie biorę tego na poważnie juz tydzień temu robili wielkie hallo a ja wiedziałam że wszystko oki, kaza mi zostać w szpitalu...................... stwierdziłam że nie nie bede protestiować ale brakuje mi rzeczy, przyjechała do mnie Aga dobra znajoma (38 tydzień ciąży spodziewa sie chłopca, chociaż jak ja zobaczyłam to mysłałam że dziewczynkę) pojechaliśmy do domu zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy szybko do męża mowię co i jak, mój mąz podobnie jak ja " nie panikuj kochanbie poleżysz sobie pobadaja ciebie...." ostani całus i ostanie "kocham ciebie", wrociłam do szpitala, nie ukrywam nie byłam na to przygotowana torbę wyniosłam do piwnicy wiec spakowałam wszysto do torby, 3 torby Aga mi pomogła zarejestrowano mnie, idziemy na I pietro duzo przyjeć czekamy czekamy jest koło 14 ja nic nie jadłam bo od 10 jestem na czco bo badania....... jedna z położnych poprosiła dla mnie o posiłek dostałam gołabka i ziemnaczki z sosem, smaczne, naprawde smaczne, rozmawiam z aga śmiejemy sie wychodzi pacjentka z dzieckiem na rękach, Aga do niej podbiega, patrzy sie przygladą, ja stoje z boku jedyne co wypowiedziałam to " Aga przestań bo się jeszcze rozczulę....." siedze dalej na korytarzu dla mnie wszytko oki, w koncu dostałąm salę. jedna z połznych "proszę wynieść płaszcz!" a ja jej "nikt mi nie zwracał na to uwagi:/", kołomnie leży pani też ma bliżnaki 36 tydzień jutro cessrka taki ma termin......................... w koncu podłanczają ktg dzieci wierca się czuję....... wchodzi lekarz cos znów rozmawija nie rozumiem ich zupełnie........ podłanczaj dwie kroplówki przychodzi znów położna " Romana" tak ma na imię chce sie wkłóć chciałam troche zazartwoać a ona była taka nie miła że doprowadziłą mnie do łez..............kroplówka źółwim tempem schodzi dostałam jakiś zastrzyk, kobieta obok mowi że to na płucka dzieci i jezeli mi to dali to jutro chyba urodzę, patrze sie na nia z niedowerzaniem......myslę sobie co ona do cholery gada??????? kolejna wizyta learza, informuje mnie o zakonczeniu ciaży jestem zdenerwoawana nie mam już sił piszę do meża sms "rodzę"było coś koło 16.30, inna połozna pomaga mi wziać moje rzeczy idziemy na piechte na blok, mówie im że chce siusiu pozowlilim mi jeszcze sobie żartuje z położna ona też sie uśmiecha miła kobiretka wychodzę z toalty ponownie na blok nogi mi sie ugieły nie wytrzymałam zsiusiałam sie salowa wzieła moje moajtki. dja mi znieczulenie w kręgosłup łzy lecą mi samoistnie po prostu boję sie........ pytaj sie czy wszytko w porzadku moiwie im że moja lewa noga .....pytaja się jakie to uczucie jestem tak skołowana że nie mowie że nie wiem w myślach "co sie do cholery dzieje". teraz już wiem ten bol to był jak by kopnał prad pomagaja mi sie połozyć znieczylenie działa natychmiast nie moge ruszać nogami, zasłonili mi parawan nie wiem co sie dzieje, daja mi jakieś kroplówki, czuje że sie zaczyna......................................... i sie zaczeło......... wyjeli Adasia cichy płacz i nagle porawiony czuje ten płacz i słyszę, wyjeli Marcinka ten to sie wydarł wiedziałam że to on nie pokjazli mi ich nie widziałam słyszłam stukot trepakow. pytam sie "płaczą??" a doktor płacza płacza pomyślałam sobie "Boziu jestem Mama:)" moj maż bedzie przeszczęśliwy....... dziękuje ci Boziu zszyli mnie przenosza mnie na sale jestrem cały czas prztomna mowie do nich gdybym mogła to sama bym wstała ale nic nie czuje a one do mnie dlatego jest nas 5 zaczynamy sie śmiać wioza mnie na sale pooperacyjna patrze na reke bl I 16.50 bl II 16.51 myśle sobie że muszą być piekne po tacie okazuje sie ze wtym dniu rodziły sie 3 pary bliźniat ja rodziłam ostania, lezy kolo mnie mama bliżniat rownnież chłopców nie moze doczekać sie jak zobaczy dzieci ja jestem spokojniesza leże dzwonie do najbliższych w uszach mam krzyk dzieci i słowa doktora PŁACZA RYCZĄ. drzwi sa uchylone rozmwiaja położne słyszę tylko były za malutkie niestety............................................ wchodzi mój mąż bardzo blady patrze sie na niego i mówie nie tylko nie to Ariel nasze dzieci proszę nie mów mi .............ponownie łzy "kochanie żyja ale ich stan jest krytyczny" to co sie działo w ciagu tych trzech dob nie przyjmie żadna kartka papieru Marcin zmarł 6.11.2010 o godz 23.45 Adaś dzień pożniej o 12 umierał mi na rękach odeszły Anioły ze szpitala wyszłam na własne żądanie mąż nie opuszczał mnie na krok spał ze mna w szpitalu jak go nie było wpadałam w histerie, bo tylko on mi został chcieli zrobić sekcje zwłok nie zgodziliśmy sie na to na odchodne Pani profesor się spytała "czy mają Państwo do nas jakiś żal? że coś złego zrobiliśmy???" " żal do Państwa nie przyrwóci mi życia moich dzieci" powiedziałam moj mąż dodał "chcemy zamknać ten roździał" .........................................................................moje dzieci były przepiękne....................................................................................................................................................