BezpiecznaCiaza112023

Wspomnienie z porodu - Konkurs 2

14 lata 2 miesiąc temu #5046 przez Clinea
Mam na imie Joanna mam 32lata .Przezylam dwa porody kazdy byl inny ,ale opowiem ten ostatni. Cala ciaze przechodzilam wspaniale super wyniki zero witamin ,az tu nagle po ktorejs z kolei wizyt u pielegniarki przy mierzeniu cisnienia mialam 180/90
,ale tlumaczylam sobie a zarazem swemu lekarzowi ze to wynik wchodzenia po schodach .Moj doktorek prosil bym kontrolowala swoje cisnienie przez caly miesiac w domu bylo ok mialam 130/70.Przy kolejnej wizycie u doktorka byla powtorka 180/80,znowu zalecil mi kontrolowanie.A w domku czasami zdarzylo mi sie miec cisnienie160/80 z 5razy,ale nie pomyslalam zeby odrazu pojsc z tym do lekarza i po 2tygodniach poszlam na kontrole a doktorek spojrzal na mnie i powiedzial dla dobra pani i dzidziusia dam skierowanie do szpitala.Przestraszylam sie bo do rozwiazania mialam miesiac ale on powiedzial ze pewnie leki dostane i puszcza mnie do domu, ale pomylilam sie na szczescie mialam torbe przygotowana i zostalam na cale 2 tyg.Mialam wyniki zrobione byly b.dobre tylko te cisnienie utrzymujace sie,ale czego nie zrobi sie dla swego i dziecka zdrowia i zostalam chociaz czasami mialam dosyc.Robione mialam codziennie ktg byly czasami skurcze raz lekkie raz mocniejsze ale wtedy nie zdawalam sobie sprawy ze moj organizm przygotowuje sie do porodu.Znalam juz plec bylam ciekawa bardzo poniewaz mam juz synka w tym roku skonczyl 8lat .Tak prawie po 2tyg.lezenia pytam sie lekarza na obchodzie czy wkoncu wyjde a ona jak usg przeplywy beda ok bo cisnienie sie unormowalo prawie to owszem wypuszcza mnie mialam jeszcze 3tyg do rozwiazania.Pani doktor powiedziala do mnie ze gdyby to byl moj termin porodu to zostalabym rodzic poniewaz mialam rozwarcie na 4cm i wszystko juz przygotowane do porodu.Byl 38tyd.ciazy. Jednak cos mnie niepokoj nie opuszczal i potwierdzily sie moje obawy na usg polozna powiedziala ze ide na porodowke i mam podpisac zgode.Tak sie wystraszylam ze cisnienie mi podskoczylo trzeslam sie cala i mialam mroczki w oczach,pielegniarka zmierzyla mi cisnienie 186/90,kazala isc pod prysznic i polozyc sie odpoczac dala mi leki na zmiejszenie i polozylam sie ,minelo pol goziny i poszlam na porodowke.Powiem szczerze bylo inaczej niz za pierwszym razem.Bolalo chociaz nie krzyczalam dostalam kroplowke i lezalam sama a obok mnie za kotara rodzila inna pani przeszkadzalo mi to ale coz poradzic dlatego rodzilam sama bez meza w koncy przyszedl wielki doktor ze zla opinia w szpitalu podobno ma zakaz uczestniczenia przy porodach,wiec podszedl do mnie az sie przestraszylam i spytal sie mnie czy odeszly mi wody,ja mowie ze nie a on wsadzil mi swoja wielka reke i przebil blonke .Pytam sie poloznej czy on bedzie a ona mi odp ze nie ulzylo mi...hihi.W koncu po 20min przyszla na swiat moja wymarzona corcia Majeczka ur.15.05.2009r 3600gr/52cm i 10p.apg o god14.20 Zapomnialam o bolu o lekarzu wazne bylo ze mam corcie przy sobie.Mialam 8szwow poniewaz z jednej str peklam z drugiej bylam cieta,bolalo jak... nie moglam chodzic do tej pory czuje dyskomfort.Majeczka ma juz prawie 9mies.i rozwija sie wspaniale...Dziekuje
Załączniki:

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

14 lata 2 miesiąc temu #5101 przez monia3132
Witam wszystkie mamusie! Moje wspomnienia z porodu dla mnie nie są najlepsze.Mam 150cm wzrostu dlatego w siódmym miesiącu lekarz prowadzący założył mi krążek.W 38tygodniu ciąży o 13.00 pojechałam do szpitala aby go usónąć miałam zostać na noc na obserwacji, po 30minutach zaczął boleć mnie brzuch ale nie zdawałam sobie sprawy że to pierwsze objawy zbliżającego się porodu.Około 17.30 nie mogłam wytrzymać i poszłam do położnej ona zrobiła ktg i oświadczyła że dziśiaj będe rodzić.Następnie zrobiono mi lewatywe i dziś to smieszne ale wtedy byłam przerażona bo niestety nie zdążyłam na muszelke.Zadzwoniłam do męża że sie zaczeło i może przyjerzdżać.Zostałam zabrana na sale porodową i tam położna która chyba chciała mi pomóc wsadziła ręke i przebiła wody płodowe.Gdy pół godziny póżniej zobaczyłam męża w drzwich byłam szczęśliwsza.Troche poskakałam na piłce,póżniej cewnikowano mnie dwa razy strasznie szczypało,następnie rozcięcie krocza.A po dwóch godzinach krzyków i parcia pojawił sie mój kochany synek OLAFEK który w pierwszej minucie apgar miał 2 punkty zero odruchów zero napięcia mięśni urodził sie z rączką przeżuconą na plecach i trudno było go wyciągnąć a do tego pępowina dwa razy owinięta wokół szyji niestety nie dostałam go na piersi zabrano go ale po 20minutach przynieśli mi go pokazać byłam taka szczęśliwa że płakałam.nie mogłam sie nadziwić jaki on malutki 49cm i 2790waga.Dziś ta kruszynka ma 5lat a ja jestem w czwartym miesiącu ciąży i już odchodze od zmysłów jak przeżyje ten poród.Pozdrawiam papa

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

14 lata 2 miesiąc temu #5129 przez jedynaczka
11 sierpnia 2009 roku

Ach to był dzień !
Lubię go wspominac ale dopiero po godz. 13. 50 :)
Wszystko zaczeło się 10 sierpnia.. o godz 23.25.. siedziałam sobie z koleżanką na łóżku i oglądałyśmy filmy.. wszystko pięknie ładnie wybieramy się już do spania a tu czuje że coś mi leci :) myśle 'jaaa jaki obciach posiusiałam sie' lece do łazienki i sikam dalej ale jakoś dziwnie :D i wogóle nie dało sie zatrzymać tego odruchu. i sie wydzieram "Reniaaaa jak wyglądają wody płodowe ??" A ona "cholera skąd mam wiedzieć?? Nigdy Betka nie rodziłam"
Eh wychodze i mówie "spokojnie ide sie spakować do końca i jedziemy na porodówke" i wynuchłam śmiechem :D jakoś mnie to rozśmieszyło :)
więc Renia w panice pakuje wszystko - zresztą później sie okazło że i tak pół rzeczy ze sobą nie miałam..
Droga na porodówke mineła szybko.. po drodze zadzwoniłam do męża żeby mu pogratulować syna w drodze ;D Męża wysłałam w delegacje tego samego dnia rano :)Więc w stolicy przespał noc i rano już wracał do domu :)
Na porodówke dotarliśmy już magicznego 11 sierpnia.. Panie położne niestety były złe że ich obudziłam ;/
i na dzień dobry.. a raczej na dobry wieczór dostałam delikatny ochrzan że z czerwonymi paznokciami przyjechałam rodzić ;]
Ale kto wiedział ze ja akuratnie dziś zaczne rodzić??
Podpięto mnie do ktg... później zbadano.. i stwierdzono że do porodu to ohohoho.. więc poszłam na sale zanieść torbe i zostałam zaproszona na niezbyt przyjemną lewatiw ;]
już w połowie płynu powiedziałam że więcej mi sie nie zmieści ;D ale cudem się 'upchneło'
eh.. jakaż ulga była później w WC ;]
poszłam na sale i tam miałam przespać noc... tragedia! już sie bałam że nigdy nie urodze i że mnie do domu wypuszczą bez wód płodowych bo strasznie sie ze mnie lało ;D
ale przed 6 rano pani położna przyniosła mi "śliczną" sukienkę do rodzenia...
Było cięzko... już na sam początek ledwo sie wdrapałam na ten stół a później musiałam co chwile z niego schodzić i wchodzić... ok 5 godz z przerwami oczywiście skakałam sobie na piłce jak kangurzyca z dzieciątkiem w brzuszku ;] nie było łatwo bo oczywiście bylam przypięta cały czas do ktg.. i do tego w ręce weflon na dwie kroplówki ;.
ale jak to sie mówi dla chcącego nic trudnego :) mineła juz 5 godz skoków a rozwarcie małe i główka jeszcze wysoko... sobie myśle koniec nie udźwigne tego wszystkiego... ale cóż przecież nie poprosze o wypis do domu :D w końcu ok 13 zaczeło się rozwarcie powiększać... ale główka dalej była wysoko... ja już sił nie miałam dostałam tlen i dodatkową kroplówke wzmacniającą.. aż zaczeły się w końcu skurcze parte a główka dalej wysoko... już nóż nade mną wisiał ale jak położna powiedziała że widzi owłosioną główke to parłam jeszcze mocniej i lekarz przycisnął brzuch i mały sie pojawił w końcu z wielkim krzykiem !
skurcze parte trwały aż 10 min.! wykończyłam sie przy nich... ale jak położyli mi eM na piersi zapomniałam o wszystkim... był piękny taki pomarszczony i rozedarty :) od tego czasu wiem co to znaczy miłość bezwarunkowa. Jestem z siebie dumna że dałam rady :)
opłaciło się męczyć 11 godz i 50 minut ! Dziś Mikołaj ma dokładnie 6 miesięcy i jest moim własnym prywatnym ANIOŁEM :)
Załączniki:

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

14 lata 2 miesiąc temu - 14 lata 2 miesiąc temu #5131 przez _aga86_
16 pazdziernik (piatek) Zaczelo sie tak:
Byl czwartek; w ciagu dnia czulam naprawde delikatne, rzadki uklucia- jak sie okazalo byly to skurcze... Jednak nikomu o nich nie mowilam, bo nie chcialam zapeszac:D Strasznie nie moglam doczekac sie porodu i sama nie wiedzialam, czy te uklucia to cos normalnego, czy czasem za bardzo sobie nie wkrecam:D Jednak jak przyszedl wieczor zaczelam bardziej odczuwac te skurcze:) Moj narzeczony poszedl spac (nie wiedzial o skurczach) a ja jak kazdej nocy od 2 m-cy nie moglam spac i siedzialam na necie. Po chwili na GG weszla moja kolezanka, ktora rodzila rok wczesniej no i ja zaczelam Jej opisywac to co czuje, na to ona, ze mam powoli szykowac sie na porodowke- jak to uslyszalam skurcze sie nasilily:D Z usmiechem na ustach obudzilam mojego narzeczonego slowami "kochanie CHYBA zaczynam rodzic"... Oczywiscie jak kazdy przyszly tatus troche sie zestresowal i tylko powtarzal do mnie nie denerwuj sie- a ja wcale sie nie denerwowalam- chyba sam siebie uspokajal tymi slowami:D Ok. godz 2 rano (piatek) pojechalismy do szpitala, gdyz mialam skurcze regularnie co 5 min... W drodze do szpitala (jechalismy jakies 15 min. nie mialam ani jednego skurczu- chyba juz ze stresu). W szpitalu ktg, sprawdzanie rozwarci itp. Bylismy w szpitalu ok.3h poczym wyslali mnie do domu, gdyz mialam tylko 3cm rozwarcia i stwierdzili, ze to jeszcze moze potrwac i mam wziac ciepla kapiel i sie zrelaksowac. Tak tez zrobilam- lezalam w wannie pol h. Polozylam sie do lozka. po chwili usiadlam, bo chcialam poprawic sobie poduszke i nagle poczulam, ze robi mi sie mokro- i mowie do mojego partnera "cos mi polecialo" na to on to chyba wody, szybko za telefon dzwonil do szpitala no i kazali mi przyjechac spowrotem. Dotarlismy o 5:30. Lekarze wzieli mnie do pokoju, gdzie bylam tylko z moim partnerem i tam mialam czekac az zacznie sie porod... Po chwili przyszla polozna, zeby sprawdzic rozwarcie- okazalo sie, ze w ekspresowym tempie doszlo do 9 cm- mialam rowniez bole parte bylo to ok.9 lekarz mowil, ze najpozniej do h 12 urodze... Jednak po chwili przyszla polozna spr. jak to wyglada i powiedziala, ze cos do konca mi nie odeszlo i mam sie zapierac jak moge, zeby nie przec, gdyz grozi to krwotokiem:0 Nie dawalam rady gdyz dzidzia juz chciala wyjsc, a naprawde parcie ciezko jest powstrzymac (zreszta same wiecie). Po paru godzinach wzieli mnie do innego pokoju- tego w ktorym mialam rodzic. Przyszedl lekarz i byl bardzo zaskoczony tym, ze tak dlugo mnie przytrzymywali w tzw. "poczekalni". Nakazal szybko dac mi kroplowke podlaczyc ktg!!! Mialam skurcze co chwile- nie zdazylam wziasc oddechu i juz kolejny. Lekarz powiedzial, ze musza nasilic mi jeszcze te skurcze, zeby "to cos" mi odeszlo samo i zaproponowal znieczulenie ZZO. Nie zgodzilam sie, gdyz myslalam, ze moze to zaszkodzic dziecku badz mi. Na to lekarz, ze to nie przedostaje sie przez lozysko i jesli go nie przyjme to nie dam rady przec(grozilo mi wyciaganie dziecka przez proznociag:/), poniewaz zazwyczaj bole parte trwaja kilka minut- u mnie juz trwaly kilka godz. Niebezpieczne bylo tez to, ze ciezko wbic igly przy takich skurczach!!! No i tak sie stalo- dali mi jeszcze gaz,ktory mial chwilowo usmiezyc bol na czas wbijania igiel w plecy... Udalo sie znieczulenie zaczelo dzialac- i juz w tym momencie zapomnialam o calym bolu i czekalam na malenstwo. Po 2h kazali mi przec:) I tak o h 17:22 na swiat przyszla moja coreczka. Dali mi ja na rece- czas sie zatrzymal nie widzialam i nie slyszalam nikogo poza Nia, a tatus w tym momencie przecinal pepowine:) I tak 16 pazdziernika 2009 stal sie najpiekniejszym dniem w naszym zyciu!!!

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

14 lata 2 miesiąc temu #5234 przez mmaaggddaa
Witam,
dzień narodzin to dzień, którego nie da się zapomnieć. Patrzę teraz na śpiącą córeczkę i aż łza się w oku kręci ze szczęścia :) Bardzo chcieliśmy mieć dziecko i udało się. Dwie kreski na teście, a później same problemy. Malutka zbyt wcześnie chciała się spotkać z mamusią i tatusiem. Udało się troszkę ją jeszcze przetrzymać i w 35 tygodniu ciąży już dłużej nie chciała czekać i postanowiła ujrzeć rodziców. W nocy o 2:40 sączyły się wody, skurcze były lekkie. Gdybym wcześniej nie miała skurczy pewnie bym nie skojarzyła. Pomyślałam no cóż, czas zacząć pakowanie. Nie byłam spakowana na tę okoliczność jeszcze, ale miałam wprawę po wcześniejszych pobytach w szpitalach. Męża nie budziłam, żeby nie siać paniki, wystarczająco jej było w czasie ciąży. Zaczęłam pakowanie torby dla dzidziusia i dla siebie. Pomyślałam, że teraz to już na pewno rodzę. W domu jeszcze pustki, dobrze, że był wózek kupiony, brak łóżeczka, wanienki, pampersów, kosmetyków, ciuszki pewnie będą dużo za duże. Wiedziałam, że mąż sobie poradzi i przygotuje wszystko do powrotu swoich dziewczyn. Więc zaczęłam szykowanie. Prasownie pieluch tetrowych, dobrze, że zdążyłam je jeszcze wyprać dzień wcześniej. Ciuszki od razu większą ilość, z myślą, że któreś będą dobre. W tym całym zamieszaniu, zapalaniu światła, szukaniu w szafie, skakaniu po łóżku, obudził się mój mąż. Pyta: "Co Ty robisz", a ja: "rodzę, jeszcze chwilkę pośpij i ruszamy dz szpitala". A mąż: "kładź się spać, jeszcze za wcześnie na rodzenie, chyba Ci się przyśniło. A tak skaczesz po łóżku, że na pewno nie masz skurczy". A ja sobie myślałam, że jak usłyszy, że rodzę, to będzie stał pierwszy przy drzwiach zwarty i gotowy. Chyba limit już wcześniej się wyczerpał. Dokończyłam prasowanie dla dziecka i siebie, zrobiłam kanapki mężowi, gdyby zgłodniał w szpitalu. Wzięłam prysznic, ubrałam się. Wykonałam trochę przelewów, bo czas płacenia nadchodził. Zrobiłam listę dla męża, co ma zrobić w czasie mojej nieobecności. Miałam włączony piąty bieg, jeszcze tak zorganizowana to chyba nie byłam. Nad ranem skurcze już były silniejsze i regularne, więc mój książę dopiero oprzytomniał i wtedy do szpitala :) A w szpitalu, normalka, brak miejsc do rodzenia, trzeba czekać w kolejce albo jechać do innego szpitala. Takie odsyłanki miałam już przerobione. Postanowiliśmy zostać i czekać, poza tym akurat był mój lekarz prowadzący. Lekarka zbadała i mówi czekać. Dobrze, że zapytałam, czy dziecko się prawidłowo odwróciło, bo ostatnio było ułożone pośladkowo. Jeszcze raz zbadała i mówi, że w takim razie na cięcie w kolejce. I że muszę czekać na łóżku w korytarzu. Było mi już wszystko jedno jak rodzę i gdzie, byle moje dziecko było zdrowe. I usiadłam na foteliku w pozycji siedzącej, inaczej się nie dało, ze skurczami co 2 minuty. I tak czekałam, położne po jakimś czasie dały masę papierów do wypełnienia i popędzały szybko, szybko, bo zaraz moja kolej. Przeczytać tylko nie wypełniać, podpisać, bo zaraz idę. Wypełnię później. To zaraz się odwlekało i odwlekało. Akurat panie prawie na raz zaczęły rodzić i lekarz był tam potrzebny. Za mną już spora kolejka się ustawiła. W końcu po 4 godzianch oczekiwań, poszłam do sali operacyjnej z ulgą, że zaraz ujrzę moją malutką córeczkę. Skurcze były męczące, właściwie to nie wiedziałam, czy one mają jakąś przerwę, wydawało mi się, że ciągle są i nie ustępują. Siedząc skulona do znieczulenia do operacji na kolanie wypełniałam papiery, które nie dokończyłam na korytarzu. Chwila moment, no parę minut i malutka córeczka pięknie płakała :) Łza w oku, patrzyłam na nią cały czas. Jak robili wszystko przy dziecku. Była duża, silna i zdrowa :) Później przytuliłyśmy się policzkami, i wywieziono ją do oczekującego tatusia. Na sali pooperacyjnej byliśmy w trójkę, cała nasza rodzinka :) I gdy się trzyma dziecię w ramionach, to wszystko przechodzi. Już nie pamiętałam uczucia skurczów, tych wszystkich przejść w ciąży, strachu, rozpaczy i innych uroków ciąży. Liczyła się moja córeczka, że wreszcie jest razem z nami, cała i zdrowa. I że poznała wreszcie rodziców, do których tak było jej śpieszno. Nasze życie się zmieniło, budzimy się i zasypiamy z uśmiechem na ustach. Dziecko, to Szczęście nie do opisania. Tak bardzo je kochamy.

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

14 lata 2 miesiąc temu - 14 lata 2 miesiąc temu #5364 przez igunia2828
Witam.
Moja ciąża przebiegła znakommicie.
4-8tydz.bole w podbrzuszu,wstret do jedzenia i picia słodkich napjii nawet do kawy.
Kiedy to wszystko mineło,ciąża przebiegała bez zarzutow,nawet upaały mnie nie wzruszały.
Czesto sie zastanawialam jak to bedzie kiedy na swiat przyjdzie nasz upragniony,wyczekany synuś :* Miał byc synek ,tak postanowilismy. Czesto rozmawiałam z brzuszkiem,opowiadałm mu bajeczki,śpiewałam.
Teramin mialam na 25 lipca.
29 czerwiec wizyta u lekarza prowadzacego,okazało sie ze mam rozwarcie na 3cm,lekarz powiedzial ze moge wczesniej urodzic,ale prawdziwego szoku doznałam kiedy mi powiedzial ze juz teraz dziecko wazy 4100!!! zebym jak najmniej chodzila jak chce w terminie urodzic.
Nie moglam sie doczekac maluszka wiech chodzilam sporo,bylam ciagle w ruchu,a porodu jak nie bylo tak nawet skurczy przepowiadajacych nie czułam :(
Moja bratanica nie mogal doczekac sie maluszka,umowiłysmy sie ze urodzi sie w czwartek 23 lipca ;)
Na 23go mialam na wizyte na ugg,ktg itp...lecz do wizyty nie doszło :)
Wstalam o 6 razem z mezem,poszedł do pracy,a ja postanowialam "na wszelki wypadek" naszykowac sie do porodu.
Wykapalam sie,wysuszylam włosy,ubralam sie,zaczelam prostowac włosy,była 7...
Zaraz po 7-dmej,złapały mnie bole przepowiadajace,pomyslalam ze juz czas,prostowanie włosów kończyłam na stojaco,bo usiedziec juz nie moglam z bólu.
Poszlam do wc,wzielam telefon,napisałam sms do bratanicy "Roksanko juz czas,Lucuś chce na świat"
Poszłam so sypialni,ciągle byłam niepokojaco opanowana,wyciszona,postanowilam odliczac co ile sa skurcze,najpierw co 5 minut,co 3 min...no! czas dzwonic po meza :)
Mamz wrocił sie o 8 ,nie moglam juz zejsc ze schodow,a ze jestem "Zosia samosia" musialam "sama "zejsc.Ból był okrutny,krzyzowy :/
Zeszłam na dol,okazało sie ze garaz w ktorym trzymamy auto jest zastawiony przez inny...ide na pieszo pomyslalam...ale eee ani rusz,wreszcie usuneli auto.
Pojechalismy do szpitala mowiac ze juzz rodze,pielegniarka zaczeła sie śmiac "HEHE KOLEJNA DO PORODU,NIE MA MIEJSCA" :angry:
Wiec nie myslac wcale pojechaliśmy do drugiego szpitala,tam okazało sie ze jest dezynfekcja oddzialu :0
Kazali mi natychmiast wracac do 1 szpitala ,a ze mialam juz okropne bole wiec musial zbadac mnie lekarz,miałam rozwarcie juz na 8 cm heh,lekarz poinformował mnie ze nie moga zorganizowac karetki wiec szybko z mezem do auta i predko do szpitala ponownie, Złamalismy wtedy chyba wszystkie zakazy.HEH wtedy Radom byl w remoncie,wiec dojazd do szpitala byl trudniejszy,jechalismy po goracym asfalcie,czułam okropny bol,zaciskalam nogi bo mialam wrazenie ze moze wyjsc.
Dojechalismy wreszcie na miejsce,nie moglam juz sama sie przebrac w koszule,kiedy sie udalo pojechałam na porodówke...weszłam na stół,bole okropne,wreszcie bole parte,ale... dziecko nie moglo sie urodzic,byłam przestarszona jednoczesnie spokojna i opanowana,lezac na stole porodowym jakas pani zaczeął zadawac mi pytania w stylu IMIE OJCA,KLINIKA DO KTOREJ DZIECKO BEDZIE ZAPISANE,NR TEL.DO MEZA ITP kkropne to było.
Przyszedł kolejny lekarz,mowi ze musi ciac <:( kiedy nie mialam skurcz on poprostu "ciachnoł" uuuu jaki to był bol mmm niezapomnniany.
I wtedy czułam jak idzie mój synalek,zobaczyma go ,był bladziutki i nie plakal tylko cichutko łkał,taki słodziutki,uroczy,kochany taki MÓJ,nie dali mi go,wywiezli gdziec,domagalam sie dziecka,ale dopiero po szyciu wywiezzli mnie na korytarz,poprosilam jakiegos praktykanta i wreszcie mi dali mojego upragnionego i niewinnego Lucjanka :) bylam szczesliwa,niczego wiecej juz nie chciala,przeciez moje szczescie było juz w mych ramionach,rozplakalam sie ze wzruszenia,moze ze strachu jaki był przed porodem...
Do końca jak bylismy w szpitalu nie wypuszczałam go z rak,był ze mna cały czas,dłuuugi czas.
Tak wiec 23 lipca 2009r.godz.10;30 zaświeciło słonko,szczescie ogromne wypelniło mnie od stup do głów...urodzilam synaka 4140kg,57cm. :kiss:
Dobrze ze juz jestes synku....
Igunia
[/size][/size][/i][/color]

Igunia
Załączniki:

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

14 lata 2 miesiąc temu #5517 przez Julcia
Moja ciaża przebiegała, jak najbardziej prawidłowo. Z uwagi na to, że jestem studentką biegałam z brzuszkiem na zajęcia i czułam się bardzo dobrze. Od początku ciąży nie miałam nawet żadnych typowych objawów :laugh: Na dwa tygodnie przed planowanym terminem porodu pojechałam do rodziców, do miejscowości, w której znajdował sie wybrany przeze mnie szpital i lekarz, który zajmował się moim brzuszkiem. Co dzień modliłam się, by ten wielki dzień już nadszedł, również z uwagi na to, iż mój mąż pozostał w mieście oddalony od nas o 100 kilometrów :( . Prosiłam Julcię, by juz zechciała przyjść na świat i niedługo okazało się, że Julcia to bardzo usłuchana dziewczynka :laugh: . W dzień przed porodem czułam, choć nie miałam żadnych objawów, że niedługo nasze słodkie maleństwo będzie już z nami. W nocy około godziny 23 poczułam przez sen lekkie skurcze, które wydawały się jednak bardzo bolesne. Pomyślałam, że jeśli tak bedzie bolał poród, to na pewno tego nie zniosę, choć zawsze myślałam, że jestem wytrzymała na ból. Zaraz potem bóle zaczęły się nasilać. Zadzwoniłam więc do swojego męża, który myślać, że to budzik, mnie rozłączył :laugh: . Zadzwoniłam więc raz jeszcze. Jednak nasz biedny zmęczony "przyszły" tatuś nie wierząc w moje przeczucia kazał mi poczekać jeszcze godzinę, aż będę zupełnie pewna :) . Poczekałam więc, z coraz bardziej nasilającymi się bólami jeszcze godzinę, w trakcie której zdążyłam obudzić swojego tatę, który słysząc, że się zaczęło, wpadł w wielką panikę:). Zaraz po tym jak zobaczyłam, że odszedł mi "czop" zadzwoniłam raz jeszcze do śpiącego smacznie męża i poprosiłam, by już wyjechał, gdyż chciał być przy porodzie. Razem z tatą ubraliśmy się i pojechaliśmy do szpitala. Zaznaczyć muszę, że mój tatuś w obawie, by mnie nie bolało jeszcze bardziej jechał z prędkoscią 50-60 km/h do szpitala, który oddalony był od nas o 25 km:). Zatem na miejscu okazało sie, że dojechaliśmy równo z moim mężem jadącym "troszkę" szybciej i mającym do pokonania 100 km. W szpitalu okazało sie, że rozwarcie jest na 5cm i jak powiedziała położna "zaraz będzie po wszystkim". Jednak nie tak szybko przyszło nam wziąć w ramiona naszą niunię. Poród z uwagi na to, że była to moja pierwsza ciąża przedłuzał się i choć dzidzia była gotowa do wyjścia, mamy szyjka macicy była za twarda, by jej to umożliwić:(. Zatem razem z moją biedną dzidzią męczyłyśmy się 13 godzin zanim złapała swój pierwszy oddech. W trakcie porodu czasem było (teraz z perspektywy czasu, można to tak nazwać) bardzo śmiesznie. Z bólu dostało się mojemu biednemu mężowi, który nie wiedząc jak pomóc po kilku godzinach oczekiwania jeżdżąc masażerem znudzony po podłodze został troszkę skrzyczany, za robienie zamieszania, gdy mnie tak mocno booooli:). Lub, gdy popłakaliśmy się, gdy kobieta obok na sali już urodziła, a my jeszcze nie, choć ona dopiero, co zaczęła:)Bolało okropnie i nawet moja wytrzymałosc na ból, nie wytrzymała:) W trakcie ostatniej fazy porodu, gdy już usypiałam pomiędzy jednym a drugim skurczem okazało się, że zupełnie, a wcale nie potrafię... przeć!!! Lekarz krzyczał na mnie, że mam się nie drzeć, a przeć, a ja się darłam, że nie potrafię:) Jednak o godzinie 11.48 nasza niunia bardziej dzięki sobie, niz dzięki mamie była już na świecie. Największe wzruszenie przyszlo wraz z pierwszym jej krzykiem! Nie wiedziałam w sumie, czy bardziej płaczę z powodu bólu, czy z powodu tego, że krzyknęła, ale beczałam:) Zaraz potem niemal rzucono mi ją na piersi. Ostatkiem sił trzymałam ją na piersiach. Potem pamiętam jedynie ból, gdyż dostałam krwotoku:(... ale to już inna historia:) Od tatmtej chwili nasza kruszynka po tylu trudnych chwilach, gdy mama bardziej przeszkadzała jej w narodzinach, niz pomagała, jest już z nami i stała się całym naszym światem :lol:

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

14 lata 2 miesiąc temu #5967 przez andzela21
Moja ciaża przebiegała prawidłowo z miesiaca na miesiac na małym ekranie moitoru widzałam jak moje malenstwo rosnie a ja razem z nim;-)Dzien porodu był najpiekniejszym dniem w moim zyciu chwilami wracam do tego cudownego i najpiekniejszego dnia.To była sobota godz 22.10 gdy zaczełam pakowac torbe do szpitala moje malenstwo sie spunziało 6 dni po terminie nagle poczułam ze odpłyneły mi wody płodowe nie czułam strachu tylko zaskoczenie ze to juz ze za pare godz powitam moje malenstwo.Powiedzałam tacie ze zaczełam rodzic ze odeszły mi wody płodowe moja mama narobiła paniki ze strachu a ja zanim sie ubierac zaczełam sie smiac z niej była gozej przerażona niz ja a to ja musiałam urodzic tato wzioł moja torbe i zawiuzł mnie z siostra do szpitala o godz 22.38 byłam juz na Izbie Przyjec nie czułam zadnych skurczy,przyszedła lekarka zeby mnie zbadac i wtedy okaząło sie ze mam rozwracie na 2 cm ale nie słycha tetna mojego dziecka wtedy zaczełam bardzo płakac i modlic sie zeby wszystko poszło sprawinie przebrałam sie w pizame jaka dano mi i przewieziono na porodówke cały czas byłam podłonczona pod KTG lezałam,chodziłam,kucałam bóle sie nasilały.przyszedł lekarz zbadał mnie ponownie i okazało sie ze mam rozwarcie na 5 cm ale tez miał zła informacjie tetno mojego dziecka było słabe podano mi oxscytozyne na przyspieszenie porodu po 4 godz o godz 2.00 w nocy zaczełam miec bóle parte szybko poinformowałam pielegniarke i okaząło sie ze mam rozwarcie na 10 cm szybko zaczeły działac 3 mocne parcia i o 2;20 urodził sie mój synek kamilek płakałam ze szczescia gdy usłyszałam jego pierwszy krzyk dano i go na piersi przytulił sie do mnie a ja powiedzałm do niego JESTEM TWOJA MAMA był taki mokry,całowałam go bez przerwy.gdy go zabrano na badania po wszystkich wymiarach dostał 10 punktów w skali abgar wazył 3370 i mierzył 53 cm..z wiadomoscia zadzwoniłam do mamy o 2;30 ze soatała babcia ja płakałam a ona razem zemna.Potem szło juz gładko dano mi znieczulenie i zaczetao zszyc nie czułam juz nic a o bólu zapomniałam w coazu 5 minut po wszystim dano mnie na czyste lóżko i synka na rece przytuliłam go do piersi ale nie chciał ssac płakałam nadal ze szcziecia i ze po 9 miesiacach oczekiwan synek był na swiecie.Powiedzałam mu do uszka WITAJ NA SWIECIE i tak razem zasnelismy.Mimo ze mam 20 lat i sama wychowuje synka nie ząłuje niczego mam najpiekniejszt dar jaki mogłam dostac od Boga a moje zycie odwruciło sie o 180 stopni.Teraz kamilek 12.03.09 skonczy 8 miesiecy i jest moim szczesciem i oczkiem w głowie codziennie ucze sie od mojego synka czegos nowego i wtedy mylse sobie jestem SZCZESWLIA MAMA;-)

DOŁANCZAM ZDJECIE 10 GODZ PO PORODZIE;-)
Załączniki:

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

Moderatorzy: kasiorailonanatmur11
Reklama

Bestsellery

  • Koszulka Regularna mama

    Regularna mama

  • Koszulka Brioko baby

    Brioko Baby

  • Dzienniczek ciąży

    Dzienniczek ciąży

  • Dzienniczek żywienia dziecka

    Dzienniczek żywienia

  • Dzienniczek żywienia maluszka

    Dzienniczek żywienia

Reklama

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2007-2024 ZapytajPolozna.pl