BezpiecznaCiaza112023

ciężki poród- dla chcących się wygadać...nie wskaz

12 lata 4 miesiąc temu #262392 przez tygrysica
Chciałabym aby ten wątek służył wygadaniu się ze złych doświadczeń bez względu na to czy po sn czy po cc. Dlatego niewskazane jest czytanie go przed porodem.

Chciałam się podzielić historią swojego porodu, bo czuję się niemal oszukana wizją cudownego przeżycia serwowaną ze wszystkich stron ciężarnym...

Wiem, że wiele kobiet mile wspomina swój poród sn, ale w moim przypadku nic miłego się nie wydarzyło poza urodzeniem mojego najukochańszego synka...
Nie mam zamiaru tez nikogo odwodzić od decyzji o porodzie sn, ale ja już nigdy w życiu się nie zdecyduje na takowy i następne dziecko chcę urodzić cc.

A było tak...

Ciążę zniosłam całkiem nieźle- nic mi specjalnie nie dokuczało. Z poważniejszych rzeczy to koło 27 tc zaczęłam mieć skurcze i ból w dole brzucha, przez co wylądowałam na L4 z przykazaniem odpoczynku. Po paru dniach leżenia wpadłam w wir zakupów internetowych i trafiłam na to forum. Sielanka trwała do 38 tc. Poród zaczął się w dniu 37+2- według mnie to już 38 tydzień więc byłam spokojna, że w razie czego dziecko jest donoszone. Tymczasem lekarze liczą skończone tygodnie i termin ten został uznany jako 37 tc i Adaś od tej pory został wcześniakiem. Czasem myślę, że może trzeba było jechać do lekarza jak tylko zaczął mi odchodzić czop (w 37+0), ale koleżankom odchodził nawet 2 tygodnie. Poza tym wiem, że tylko zrobiliby mi ktg i odesłali do domu...
30 listopada o 19.15 odeszły mi wody z głośnym chlup. Z lekkim podenerwowaniem ale i radością zaczęłam się zbierać do szpitala. Wody były przezroczyste i bez zapachu więc się nie spieszyliśmy zbytnio. Miałam się jeszcze wykąpać, ale stwierdziłam, że jak i tak będę pod prysznicem pewnie pare razy to wtedy sie wykąpie.
Na oddział przyjęto nas koło 21.00. Dostaliśmy swoją salę rodzinną przylegającą do porodowej. Było 1,5-2 cm rozwarcia. Skurcze przypominały wtedy te przy okresie i nawet się śmiałam, że jak tak ma boleć lub nawet trochę mocniej to wytrzymam (mialam kiedyś przez 4 lata problemy z żołądkiem przez nietrawienie tabletek antykoncepcyjnych i wtedy w trakcie okresu miewałam bóle od których mdlałam). Myślałam, że mam wyższy próg bólu. Włączyłam nawet TV- akurat szło Top Model ;)
Koło 22.00 ból stał sie nieznośny. położna zaproponowała żebym weszła pod prysznic i trochę pochodziła (rozwarcie nadal takie samo). Próbowałam, ale jak tylko sie ruszyłam ból narastał, a pod prysznicem sie po prostu siedząc nie zmieściłam- jestem wysoka i kolana wystawały za kabinę- więc dodatkowo było mi po prostu zimno. Pod prysznicem zaczęły się też te najgorsze (IMO) bóle- oczy mi wywracało i byłam biała jak kafelki. Bałam się, że zemdleje. Wróciłam do łóżka. Tylko leżąc było mi ciut lepiej. Dano mi dożylnie coś przeciwbólowego, ale na zewnątrzoponowe było za wcześnie. Od tej pory czas mi zawirował (tak jak mojemu mężowi) więc podaję go jedynie przypuszczając że taki był. Zaczęłam histeryzować, bo za każdym razem wiedziałam, że zaraz zacznie się znowu- skurcze miałam co 2 minuty a rozwarcie stało w miejscu- pewnie przez to leżenie bo sie cała spięłam. Położna przywiozła gaz rozweselający i to mi nawet pomogło, bo przynajmniej nie myślałam o nadchodzącym skurczu i wróciło mi nawet poczucie humoru. Wiem, że się te bóle zapomina (ja go fizycznie tez już nie pamiętam), ale w trakcie tworzyłam specjalnie porównania, żeby nie zapomnieć- żeby już nigdy sobie tego nie zaserwować. Prosiłam o cc, ale zostałam zignorowana- "na tym etapie wszystkie o to proszą", "nie robimy cc na życzenie". Miałam złe przeczucia- prosiłam, błagałam- mówiłam, że zapłacę. Nic to nie dało... Przy każdym skurczu krzyczałam (potem się śmiałam, że pewnie mnie pół miasta słyszało)...
Około pewnie 1.00 rozwarcie nagle przyspieszyło- 4 cm. Położna poszła po anestezjolog. Zanim wróciły doszło do 6-7cm i zaczęto mnie namawiać żebym w ogóle znieczulenia nie brała, bo zaraz będzie po wszystkim. Z relacji późniejszych wiem, że wyglądało to na łatwy i szybki poród. Nie odpuściłam- bałam się bólu przy parciu i szyciu. Miałam już parte- krzyczałam, że muszę przeć.
Miałam igłę w kręgosłupie w trakcie partego skurczu, ale wytrzymałam bez ruchu. Potem przenieśliśmy się do sali porodowej. Mój mąż wcześniej nie wiedział czy chce być przy całym porodzie, ale widząc mnie w trakcie pierwszej fazy zdecydował, że absolutnie nie wchodzi na salę porodową. I dobrze, bo to był koszmar a cała sala była w krwi.
Wrzeszczałam jak opętana. Położna cały czas sprawdzała tętno dziecka i pomagała mi krzycząc kiedy przeć i w którym kierunku. Poród nie postępował.
W pewnym momencie zawołała cos o tętnie dziecka i nagle w sali zrobilo się pełno od lekarzy i pielęgniarek. Usłyszałam tylko coś o próżnociągu i chwilę potem poczułam nóż aż na pośladku (jeszcze szramy nie oglądałam, ale sięda do pośladka). To akurat nie bolało, poza tym byłam w totalnym szoku. Zobaczyłam niebieski kapturek a potem lekarz nacisnął bardzo mocno na mój brzuch i ktoś kazał mi mocno przeć. 2 parcia i niemal rzucono mi bezbronne ciałko na piersi. Tyłem, tak że widziałam tylko biało siną pupcie. Po paru sekundach (nie zdążyłam go nawet przytulić), w trakcie których przecięto pępowinę, zabrano go na sąsiedni stół gdzie lekarz włożył mu rurke do buzi i wysysal plyn. Adaś ruszał się niemrawo, ale nie płakał i zaczłą siniec. Pielęgniarka masowała mu nużki i brzuszek. Po jakimś czasie (nie mam pojęcia ile to trwało, ale w tym czasie urodziłam łożysko) odzyskał kolor i zawinięto go w becik po czym lekarz kazał go zanieść szybko na intensywną terapię. Jeszcze na chwilę kazał mi go pokazać...Cały czas ryczałam jak bóbr prosząc żeby go ratowali. Potem ten sam lekarz (pediatra) tłumaczył mi coś 3 razy, ale nie rozumiałam. Wyszli, a ja zostałam z jedną pielęgniarką i lekarzem na szycie...
Kiedy ja byłam na sali porodowej do mojego męąz sms'a wysłała nasza koleżanka, która urodziła w tym samym szpitalu dzień wcześniej córkę i słyszała jego głos na korytarzu. nie był w stanie odpisać...
Adasiowi od razu zrobiono serię badań i na obserwacji został jeszcze 4 dni.
Jakąś godzinę po porodzie mój mąż rozmawiał z lekarzem i mógł zobaczyć naszego synka. Ja tymczasem leżałam na sali z matkami, które miały już dzieci przy sobie...Po paru godzinach próbowałam dojść na oddział gdzi leżał Adaś, ale nie dałam rady. I tak pielęgniarki mówiły, że by mnie nie wpuszczono. Potem się okazało, że pewnie bym i weszła, ale w takim szoku to nie było wskazane. Na tym oddziale leżą głównie wcześniaki- niektóre po 500 gram i gdybym tam wpadła w histerię to mogłoby być dla nich złe.
Jeszcze w nocuy przyszedł lekarz, który mnie przyjmował na oddzial a potem naciskal na brzuch w trakcie porodu i obiecał, że dowie się co z Adasiem. Wrócił nad razem i powiedział, że wszystko ok i wyniki są dobre.
Rano dowlekliśmy się do apteki szpitalnej po laktaro, żebym odciągała pokarm. Oczywiscie nie umiałam...
12.00 wpuszczono nas do Adasia i znowu ryczalam cały czas. Był cały w rurkach, z pokłutą rączką i stópką, golutki na jakiejś poduszce pod grzejnikiem. Spał. Na głowie miał wielką fioletową opuchliznę...I tu zaczęły się schody- usłyszelismy, że USG wykazało zmianę hiperechogeniczną i nikt nie potrafił nam powiedzieć co to tak naprawde znaczy...Kazano nam czekać i usłyszelismy, że Adaś może zostać w szpitalu na obserwacji nawet 2 tygodnie, bo nie wiadomo czy nie doszło do niedotlenienia.
Apgar 4/6/7/8. Na wypisie słowo "zamartwica"...
Nie mogłam się uspokoić i w takim stanie stalismy na korytarzu bo nie miałam siy wejśc do sali ze szczęśliwymi mamami, które właśnie miały do tego gości. Na szczęście spotkała nas jedna położna, którą już nałam i najpierw wygoniła wszystkich razem z dziećmi z naszej sali, otworzyła okno i powiedziała, że załatwi mi zaraz przeniesienie. Po chwili przeniosłam się na oddzial patologii ciąży. Tu było dużo lepiej- sporo mam wcześniaków równie zaniepokojonych stanem dzieci jak my. Doszłam szybko do siebi i po 3 dniach już normalnie siedziałam, a byłam popękana i pociąta na maksa- ten ból był nijaki w porównaniu z bólem porodu.
Następne dni to było na zmianę: odciąganie pokarmu, którego było malutko, zanoszenie go dziecku, rozmowy z lekarzami, czekanie, płacz, odciąganie- w końcu nawał, lekarze, czekanie na kolejne wyniki... W sobotę pozwolili mi go nakarmić butelką trzymając na rękach- całe karmienie płakałam. W niedzielę odłączono go od wszystkich rurek i mogłam go spróbować karmić piersią. W poniedziałek decydujące USG nie wykazało juz zmiany...Uff, ale.. - to słowo "ale" ciągle mnie mrozi- co chwilę go słyszeliśmy- "stan dziecka jest dobry, ale..."...
ale... wszelkie zmiany będą widoczne dopiero po jakichś 3 tygodniach...
Wreszcie trafił do mnie na oddział. Zostawili nas na obserwacji jeszcze 2 dni i puścili do domu. I wszystko wyglądało dobrze, ale...
W sobotę na wizycie kontrolnej okazało się, że za mało je i spadł z wagi. Przeszlismy na system karmienia co 2 godziny odciąganym mlekiem z butelki- żeby mieć kontrole nad ilością. Do niedzieli przybrał na wadze. Od tamtej pory minął tydzień- ciągle mamy problemy z karmieniem. teraz przynajmniej wiem, że to przez guza na główce, który się jeszcze nie skończył wchłaniać (groziło mu nakłuwanie i odsysanie krwi, ale wczoraj neurochirurg stwierdził, że nie ma potrzeby) i krew z niego w trakcie rozpadu podnosi poziom bilirubiny przez co ma żółtaczkę, która z kolei powoduje mega senność... W ciągu tygodnia zaliczyliśmy 5 lekarzy. A teraz czeka nas wizyta jeszcze u kilku specjalistów- część z racji wcześniactwa, a część z racji ciężkiego porodu...
Mam dość określenia "dziecko z przeszłością"- on ma 15 dni i PRZYSZŁOŚĆ, a nie przeszłość...
Cięzko mi radzić sobie z emocjami- wiem że to głównie hormony i każda przechodzi to samo, ale u nas to dodatkowo strach i to wielki strach czy wszystko będzie dobrze. A wiem, że ten strach będzie mi towarzyszył przynajmniej do pierwszych urodzin- wtedy będzie można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że jest dobrze (bez "ale")...
Strach o dziecko jest najsilniejszy, ale dodatkowo pozostało rozczarowanie (że nie było tak pięknie), złość (na siebie, na lekarzy o brak cc) i trauma po bólu porodowym...
...bólu- boli strasznie, okrutnie, rozdzierająco. Jakby brzuch się rozrywał od środka warstwa po warstwie. Jakby na raz łamało sie kilka kości. Boli tak, że nie wierzysz, że to możliwe żeby tak bolało, nie mówiąc o zniesieniu tego. Znosisz to i nie wiesz jak niby dałaś radę. Martwiejesz w środku a wiedza, że nic nie możesz zrobić poza wytrzymaniem powoduje uczucie gwałtu na Twojej psychice. Twoje ciało przestaje być Twoje i staje się jedynie inkubatorem, z którego wszyscy chcą wyciągnąć dziecko. A zanim zobaczysz swoje dziecko to (przynajmniej ja) myslisz o sobie i włącza się instynkt przetrwania. Boli tak, że położna po opowiadała, że niektóre laski usiekają z fotela, że trzeba je przywiązywać. A o tym nikt nam nie mówi- nie mamy szans się przygotować. Może dla jednych to lepiej nie wiedzieć, ale ja bym chciała...
Z perspektywy tego doświadczenia nigdy bym się ponownie na sn nie zgodziła. Dochodzenie do siebie po porodzie? Jakie dochodzenie? Że brzuch boli? Nie boli aż TAK! Wiem, że to tylko moje doświadczenie i inna kobieta może mieć odmienne zdanie i, że ja cc nie miałam więc nie wiem jaki to ból po. Miałam tylko 2 razy laparoskopię, a to mniej boli po...
I nie chcę tu absolutnie prowokowac żadnej wojny zwolenników sn i cc, bo nie pot o ten wątek założyłam.
Chciałam jedynie sie wygadać i to porządnie, bo nie miałam do kogo. Wiem, że znajda sie inne, które tez tgeo potrzebują bez wzglądu na to czy rodziły sn czy cc. Bo nie zawsze poród jest śliczny jak z łzawego serialu TV polskiej...

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #262437 przez sylka
Trzymam kciuki za to, aby wszystko ułozyło się pomyslnie i Adaś wyrósł na zdrowego, wesołego chłopca :kiss:

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #262470 przez luska
Tygrysico strasznie sie nacierpiałas a twoje odczucia po porodzie na sali z tymi matkami musiały byc czyms koszmarnym :( Straszny nie takt lekarz , ze wogol wyladowalas na takie sali.Ja po czyms takim zostalam odrazu skierowana na patologie ciaży, bo niestety moj porod był prawie idetyczny jak twoj :( z tym , ze jego z dzieciem nie wrocilam do domu........nigdy .widziala je tylko z tymi rurkami wkłociami :( :( :(
ale najwazniejsze , ze ty jestes w domu z Adasiem , że wzglednie jest oki a i napewno nabiezesz w koncu pewnosci , ze jednak wszytko jest na 100% dobrze :)

Ale , ze ten porod był taki nie znaczy , ze kolejne tez musza byc traumatyczne i z takim finalem .Fakt moj drugi porod ze wzgleduna przeszłosc skonczył sie cieciem , ale Aurelka juz urodziła sie niespodziewanie sn i to bylo najcudowniejsze uczucie na swiecie .Majac porownanie medzi tymi trzema porodami jestem w stanie powiedziec , ze jednak porod silami natury moze byc jednym z najwspanialszych przezyc w życiu

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu - 12 lata 4 miesiąc temu #262536 przez ifka
Tygrysico bardzo się ciesze,że Adaś jest już z Wami mocno trzymam kciukasy,żeby wszystko jak najszybciej wróciło do normy ze zdrówkiem :kiss: :kiss: .Na moją Lenkę też mówili niemowlak z przeszłością...irytujące to jest fakt :dry: .Też mam zal do lekarzy,bo calą ciążę źle zniosłam i ja i Lenka a jak coś się zaczęło dziać za wczesnie,to nikt nawet USG nie zrobił.Po czym jak się urodziła,to usłyszalam nie widząc jej jeszcze: "o jejku jaka krótka pępowinka" a za chwilę: " o matko, ona jest owinięta, sinieje".No na litość boską pomyślałam:co Wy mowicie, przeciez po tych wszystkich przejściach wszystko musi być dobrze!!!Łzy płynęły mi z oczu a Lenkę dosłownie na kilka sekund połozyli na mnie i po chwili zabrali.Nie słyszałam jak płacze,tylko ledwo kwiliła.Zabrali ja szybko z sali.Podszedł do nas lekarz i słyszymy:"z Państwa coreczką nie jest najlepiej, ma problem z oddychaniem".Chwila szczęścia trwała bardzo krótko....miało być wszystko dobrze. Po jakimś czasie ten sam lekarz powiadomił nas,że powoli zaczyna sama oddychać.Jak doszłam do siebie poszłam ją zobaczyć z rurkami i całym tym "osprzętem".Leżała tam skulona i taka malutka.Miała wielkiego krwiaka na całej prawej stronie główki.Kazali cierpliwie czekać na poprawę,to...czekaliśmy,czekałam.I tak w szpitalu spędziłysmy 2 tyg.Ktoś by powiedział,że nie dużo, ale kiedy widziałam mamy wychodzące z maleństwami po 4 dniach,to było dla mnie bardzo długo.Bo leżałam cały ten czas na zwykłej sali.Przerobiłyśmy brak pokarmu, ogromną żółtaczkę, spadek wagi, i 3 krotne załamanie z ogromną ilością łez.Nareszcie nadszedł ten dzień, wróciłyśmy do domku i tak niedługo Lenka skończy 11 m-cy :) :kiss: :kiss: .A w wypisie moim ...no cóż...napisano:przedwczesne peknięcie pęcherza płodowego.JAko powód podali zakażenie.Później dali mi do zrozumienia,że to z mojej winy,bo często się badałam i miałam np.usg dopochwowe.I "jakoś" jak to określili mogło dojść do przedostania się bakterii.A kiedy pobrali wymaz do badania,to żadnych bakterii nie wykryli..Pozostawiam to bez komentarza.A pojechałam na izbę tydz. wczesniej i mówiłam,że mnie podbrzusze okresowob oli i plecy okropnie, ale zrobiono mi usg i ktg i stwierdzono,że ok.

I na koniec:sam poród znaczy skurcze parte były do przejścia i rodzenie łożyska i szycie.Najgorsza byla dla mnie "faza środkowa" porodu, bole z pleców, jakies chodzenie czy siedzenie w wannie z wodą to przereklamowana historia dla mnie.Mi np. najwygodniej było w siadzie skrzyznym :) .

Póki co, po tym wszystkim nie myslę o 2 dzieciaczku,Może kiedyś mi się odmieni,ale na razie zdania nie zmienie.
Pozdrawiamy Twoją rodzinkę i wytrwałości zyczymy Tygrysico :kiss: :kiss:


[/url]

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #262669 przez carolin1
Tygrysico bardzo dobrze, że się wygadałaś. Źle natomiast, że tak to się potoczyło. Wierzę jednak że wszystko będzie dobrze z Adasiem. Ja podobnie nie wspominam dobrze mojego porodu. Ból tak jak piszesz okropny. Ja również po 8 godzinach okropnych skurczy krzyczałam, że chcę cc że już umieram i na szczęście lekarz, kótry mial dyżur zbadał mnie po raz kolejny i stwierdził że robimy cc bo dziecko na wyprostowana główkę i nie przejdzie przez kanał. Dzięki temu moja córcia dostała w skali apgar 10/10/10. W przeciwnym razie bez cc nie wiem co by się stało. Wiem napewno że przy drugim dziecku będę miała wybór czy chcę sn czy cc i wybiorę cc.
Trzymam kciuki za Adasia :)

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #262711 przez strutykot
Witam ,trafiłam tu przypadkiem i powiem szczerze, że bardzo sie cieszę. Od mojego porodu minęło juz ponad 4 miesiące,ale nadal na samą myśl o tych wszystkich przezyciach chce mi się płakac. Rodziłam w Warszawie, to moja pierwsza ciąża, która do 24 tygodnia była ciążą idealna, książkową. Cieszyłam sie jak dziecko. Jednak moje szczęście nie trwało długo, ponieważ okazało się, że mam cukrzyce ciężarnych , rwę kulszowa i co najgorsze- problemy z łożyskiem. W ciążąy krwawiłam 3 razy. Pierwsze krwawienie było zaskoczeniem- pędem ruszyłam do mojego gina, który również nie spodziewał sie takiego obrotu spraw. Krwawienie szybko przeszło, lekarz kazał się oszczędzac, dużo odpoczywac i leżeć. Przy drugim krwawieniu trafiłam do szpitala. Potrzymali mnie kilka dni, faszerując róznymi specyfikami, sterydami itp. Po kilku dniach wyszłam do domu. Jak się okazało nie na długo. W nocy miałam bardzo obfite krwawienie, wezwalismy z mężem karetkę. Drżałam martwiąc się o mojego maluszka- nie czułam jego ruchów. Myślałam, że to już koniec. W szpitalu zrobili ktg- usłyszałam jego serduszko. Uff, poczułam ulge. znów faszerowali mnie prochami, po których czułam się fatalnie. Całą noc przeleżałam podłączona pod ktg, było cholernie niewygodnie, ale przynajmniej słyszałam, ze z małym wszystko ok. Rano przenieśli mnie na patologię, nie zdążyłam rozpakowac swojej torby...znów krwawienie. Znów prochy. Na badaniu usłyszałam, że łożysko jest w złym stanie i byc może będzie konieczność wycięcia mi macicy. Załamałam się :( Chciałam juz urodzic i mieć to wszystko za sobą. Myslałam, że to wszystko mi sie śni. nie wierzyłam, że przytrafiło sie to właśnie mnie. Pare dni później miałam straszne bóle w dole brzucha, ale faszerowali mnie nospa i jakimś gównem, po którym znów czułam się tragicznie. Na ktg widac było wyraxne skurcze, ale lekarze stwierdzili, że jeszcze poczekamy z cesarką. O 1 w nocy odeszły mi wody płodowe, lekarz stwierdził, że może spróbujemy urodzic sn i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Natomiast polożna przekonywała, że na pewno zrobią mi cesarkę, tylko trzeba czekać do rana, bo nie maja odpowiedniego zespołu lekarzy i nie chca ryzykowac. Skurcze byłhy co raz silniejsze. Męzcyłam się z nimi do 9 rano. O 9: 40 miałam zrobiona cesarke(35 tydzień ciąży), ze względu na mój stan zdrowia- w pełnej narkozie, przetaczali mi krew, synek podobno zapłakał razi i zamilkł, był reanimowany. Równiez stweirdzili zamartwicę, miał problemy z oddychaniem, słabo punktowany w skali Apgar. Na sali pooperacyjnej czułam sie fatalnie- oakzało sie, że był problem z wyjęciem synka, więc rozciągali mnie hakami. czułam okropny ból fizyczny. Nie przyszedł do mnie lekarz, nie wiedziałam nic o stanie zdrowia synka, ba ja wogóle nie wiedziałam, czy moje dziecko zyje. Połozne pytane przeze mnie odpowiadały tylko " nie możemy udzielac żadnych informacji, trzeba czekać na obchód' poparu godzinach "zdychania" zauważyłam w drzwiach swoją teściowa, pamiętam tylko, że zapytałam, czy Franek ma włoski i czy nie wycięli mi macicy... Zobaczyłam łzy w jej oczach, ale przynajmniej powiedziała, że synus żyje. Byłam tak obolała i wyczerpana, że odwróciłam głowę i zasnęłam. Po jakimś czasie przyszła jakaś kobieta z papierkiem w reku. Jak sięokazało była to zgoda na przewiezienie mojego dziecka karetka na OIOM do specjalisztycznego szpitala. nie wiedziałam nic, więc zapytałam co sie wogóle dzieje??? Okazało się, że mój synek był podłączony do specjalnej aparatury, która za niego oddychała. Byłam w szoku. Podpisałam paier, nie widziałam Franka, byłam załamana. Do bólu fizycznego doszedł jeszcze ból psychiczny. Mój synek po ki co ma sie dobrze. resztę historii napisze Wam jutro, bo właśnie Franek sie budzi :) To co Wam tu napisałam to pikus. to co sie dzialo później- to dopiero szok :( Także do jutra moje kochane. Wszystkiego dobrego :)

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #262726 przez natmur11
tygrysica, jakbym czytała o swoim porodzie. Z tym że ja jestem po porodzie kleszczowym, na szczęście mnie nie rozcinali a z niunia wszystko ok. Ale główkę miała długi czas zniekształconą, a po porodzie reanimacja:/

ale ten sam scenariusz, gaz rozweselający który mnie zamulił, spadający puls mój i dziecka, masa lekarzy, kleszcze:/

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #262735 przez sylka
Wspólczuje Wam przeżyć :(. Również rodziłam SN z tym że komplikacje miałam przed porodem, ale to zupełnie inna bajka. Poród dzięki BOgu szczęśliwie i zakończony i szybki. Zawsze, gdy ktoś mnie pytał w ciąży dlaczego nie boję się bólu a przebiegu porodu odpowiadała. Bo boleć bedzie zapewne jak chol... a że nie rodziłam to nie znam natężenia, ale spodziewam się okropnego bólu. To jakoś przeżyję, dam radę. Boję się powikłań zemną i z dzieckiem, bo na to nie mam wpływu. Ból zniosę, wykrzyczę a w czasie komplikacji nic nie zrobię.

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #262741 przez Marysia27
Coś okropnego, ból, strach, reanimacja :(
dziękuję Bogu, że mimo ciężkiego porodu, obyło się bez komplikacji!

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #262850 przez tygrysica
cieszę się, że wątek przyjęty został tak dobrze. Piszcie dziewczyny, bo trzeba się wygadać, a innym czytanie o podobnych przeżyciach też pomaga. Jak ja czytam Wasze historie to czasem mi włosy stają dęba, ale często rośnie nadzieja, że będzie lepiej.
Dzieląc się takimi wspomnieniami możemy się nie tylko wykrzyczeć, ale też od nich troche odseparować, nabrać dystansu- to pomaga.

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #264390 przez strutykot
witajcie moje Drogie. Troszke mnie nie było, ale rozumiecie- gorączka przedświąteczna itp. opiszę Wam dalsza część moich "przygód". Otóz kiedy mój synek został przewieziony do szpitala specjalistycznego, ja zostałam sama :( nie potrafiłam sobie z tym poradzic. nikt nie był w stanie przetłumaczyć mi, że lada moment Go zobaczę i wszystko będzie dobrze. Na prawdę nie życzę najwiekszemu wrogowi emocji, które mi wtedy towarzyszyły. Na domiar zlego mądre osóbki ze szpitala połozyły mnie na sali poporodowej razem z zadowoloną, szczęsliwą mamusia, ktora jak sie później okazało nie potrafiła okazac choć odrobine empatii. Cały czas opowiadała, jakie to jej córcia robi postepy, a jaka słodka, cudowna i jaka to ona jest szczęśliwa. Łzy płynęly mi po policzkach, bo ja nawet na sekundke nie zobaczyłam swojej pociechy. było mi przykro. A najgorsze było to, jak położne i pielęgniareczki wchodziy do pokoju i z uśmiechem na ustach mówiły: dzień dobry mamusie, zapraszamy dzieciaczki do kapania, na szepienia itp. Zero wyczucia. Dzięki Bogu wypisali mnie z tegho okropnego miejsca szybko, więc mogłam pędem udac sie do szpitala do synka. czytając później wypis, okazało się, że wielu badan, które robi sie w pierwszych minutach i godzinach życia dziecka nie zrobiono, a to z powodu braku aparatury lub jej awarii. Porażka. Malo tego, na oddziale OIOM lekarz powiedział mi , że cesarka wykonana była w ostatniej chwili. pare minut później i nie wiadomo co by było. Powiedział, że lekarze powinni zrobic cesarkę od razu, gdy odeszły mi wody płodowe czyli ok. 1 wnocy, nie powinni czekac do 9 rano. Jedyny pozytywny aspekt w tym wszystkim co przeżyłam jest taki, że wiem, że mój mąż zrobił kawał dobrej roboty. Dziś już wiem, że mogę na niego liczyć i będzie mnie zawsze wspierał ib trwał przy mnie. Dzis Franek ma prawie 5 miesięcy, jest ok, ale zawdzięczamy to tylko i wyłącznie świetnym specjalistom ze szpitala na Litewskiej w Warszawie. chciałabym, aby w przyszłości mój synek miał rodzeństwo, ale juz dzis wiem, że ze względu na te traumatyczne przeżycia będzie to trudne do zrealizowania. :( Macie racje, ból fizyczny bólem fizycznym, da się ;przeżyć, najgorsza jest niepewność. Dzieki Bogu wszystko skończyło sie dobrze :)Dlatego apeluję o mądrośc i rozwagę do naszych lekarzy!!!

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #264427 przez motylek85
Kochane, to straszne co piszecie bo tak jak któraś napisała, całą ciążę można przechodzić super a komplikacje zaczynają się przy porodzie... ja opiszę może swój poród, który odbył się tak jak się odbył tylko dzięki akurat temu lekarzowi na którego trafiłam i chwała mu za to! Skurcze zaczęły się już w poniedziałek o 17 ale były słabe i co 10 min więc spokojnie czekałam na rozwój wypadków i tak dopiero o 6 rano zabraliśmy się do szpitala bo były już co 5min a, ze mamy kawałek drogi do miasta to wolałam już nie czekać dłużej. Na izbie przyjęć badanie i 2cm rozwarcia, masaż szyjki (nie taki straszny jak niektóre opisują) i już 3cm rozwarcia, decyzją, że ląduję na porodówce. Cały czas był przy mnie mój mąż. Z racji tego, że przyjechałam rano to miałam przez cały poród "świeżego" lekarza tzn właśnie po zmianie dyżuru. Długo męczyłam się żeby rozwarcie szło, tzn bujałam na piłce, kucałam, chodziłam, leżałam ale to wszystko to wspominam ok. kolejna wizyta lekarza i pytanie o kroplówkę na przyspieszenie, odmówiłam bo rozwarcie szło (już 4cm) a nie bolało mocno i nawet lekarz się zaśmiał, że chciałby więcej takich pacjentek co nie chcą kroplówek a poród tak sam ładnie postępuje. Najgorszy ból zaczął się jak lekarz przebił mi pęcherz płodowy bo wody same nie chciały odejść. Od tej pory skurcze były nie do zniesienia. Wgryzałam się w poręcz łóżka a mąż podejrzewam, że miał aż siną rękę od mojego ściskania i też darłam się jak oparzona ale nie dało się nie krzyczeć. Lekarz po badaniu stwierdził, że rozwarcie już na 9cm to mogę rodzić i pierwsze próby parcia ale nic nie szło. kolejne badanie i stwierdził, że dziecko ma pod złym kątem główkę i, że na pewno sama nie urodzę. Spytał tylko czy decyduję się na cc. Ja już chciałam mieć to wszystko jak najszybciej za sobą i od razu się zgodziłam. Wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że wszystko mogło się potoczyć inaczej, że gdyby nie jego szybka reakcja to z małym mogłoby być źle, mógłby utknąć w kanale z mocno przekrzywioną główką... nie chcę myśleć co mogłoby się jeszcze stać. Jak już pisałam, trafiłam na ogarniętego lekarza, który nie czekał do krytycznego momentu a szybko działał. Znieczulenie miałam robione w kręgosłup i to w czasie trwania skurczu co może wpłynęło na to, że do dziś dnia odczuwam bóle w kręgosłupie i nie mogę np długo się schylać czy dźwigać coś cięższego ale nie żałuję swojej i lekarza decyzji. Dzięki niej mam dziś zdrowego, ślicznego i bardzo wesołego prawie rocznego synka:) do dziś się też śmieję, że przeżyłam przy jednym dziecku dwa porody i ten sn i cc;) ominęło mnie tylko "wypchnięcie" dziecka swoimi siłami:)

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #264440 przez tygrysica
najgorsze w tych opowieściach to niemoc i brak wiedzy. Człowiek sam nie wie czy to w końcu lekarze zawinili czy nic sie nie dało lepiej zrobić...To też ludzie, ale dla zaniedbań zero tolerancji. Brak badań, zwlekanie z cc czy brak empatii to coś z czym nigdy nie wolno sie godzic i trzeba wytykać jako błędy. Współczuję Wam również, bo jednak takich emocji nigdy sie nie zapomina.
Ja kiedys nie wierzyłam jak mi mówiono, że aż tak może "odwalić" na punkcie dziecka. Fakt, niektóre koleżanki miały inny problem- nie od razu poczuły instynkt macierzyński. Natomiast pewnie przez tą rozłąkę u mnie instynkt i bezgraniczna miłość pojawiły sie natychmiast i do tej pory jak na niego patrzę potrafie się rozryczeć...
Jedno jest pewne- takie doświadczenia wzmacniają i to bardzo i to jedyny pozytyw jaki możemy miec z takich "przygód".

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #264774 przez strutykot
Ja też jestem bardzo zwiazana z moim frankiem. nasza "rozłaka " trwała ponad 3 tygodnie. Niemalże koczowałam w szpitalu, w nocy budziłam sie co trzy godziny, żeby powalczyć troche z laktatorem. Początki były koszmarne. Wspomne tylko, że w szpitalu żadna z położnych i pielegniarek nie raczyła mnie poinstruowac co do odciągania pokarmu. tak więc "bawiłam" sie laktatorem i jakos poszło. Na OIOM-ie babeczki się śmiały, że właśnie przyjechała dojarka ;) Miałam bardzo duzo pokarmu i jak sie później okazało, m.in właśnie siara, a następnie mleczko pomogło Franiowi tak szybko sie pozbierać :) Wiem, że do końca życia instynktownie bedę nad nim czuwała i pilnowala by wszystkie złe rzeczy Go omijały :)

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 4 miesiąc temu #264783 przez strutykot
Wspomne jeszcze , że widok Frania na OIOM-ie bardzo mnie przeraził :( Było podobnie, pełno rurek, jakieś dziwne maszyny wokół iego, które co chwila piszczały wywołując tym u mnie niepokój. Rurki w nosku, stópki całe poranione od igieł. Później stopniowe odłaczanie od tych urządzeń. Mały leżał w specjalnej "kapsule", ktora mieszała czysty tlen z "naszym" powietrzem. Jak pierwszy raz Go zobaczyłam to serce mi stanęło, nie wiedziałam o co chodzi, ale jak usłyszałam informacje od lekarza, że Franek właśnie łapie swój pierwszy, samodzielny oddech to rozryczałam się i natychmiast chciałam go przytulić, pocałować :) Najpiękniejszy moment to ten, kiedy lekarze i pielęgniarki do Niego mówily, on nie reagował, a tylko słyszal mój głos- otwieral oczka. Cudowna chwila, która choc trochę zamazala te przykre wspomnienia. :)

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

Moderatorzy: kasiorailonanatmur11
Reklama

Bestsellery

  • Koszulka Regularna mama

    Regularna mama

  • Koszulka Brioko baby

    Brioko Baby

  • Dzienniczek ciąży

    Dzienniczek ciąży

  • Dzienniczek żywienia dziecka

    Dzienniczek żywienia

  • Dzienniczek żywienia maluszka

    Dzienniczek żywienia

Reklama

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2007-2024 ZapytajPolozna.pl